Alfredowi i ratując jego. Leżał dosyć długo, ale noga się zrosła dobrze.
Iwaś więcéj się przez to przywiązał do Alfreda niż on do niego, to pewna.
Pan niewdzięcznym nie był, lecz zdawało mu się, że Iwasiowi niewiele potrzeba. Byt Iwasia nie polepszył się, tylko więcéj nierównie miał czasu na swe zabawianie się naturą, ptakami, robakami i wszelkiém bożém stworzeniem.
Było mu to zawsze najulubieńszém zajęciem.
Ale miłość ta i ciekawość stworzeń różnych nigdy go nie skłoniła do łapania ich i osadzania w niewoli. Instynkt jakiś mówił mu, że naówczas już by ich takiemi, jakiemi są, nie widział, ale jakiemi się stają w pętach. Ogród był dla niego rajem a najdziksze kąty najrozkoszniejszemi.
Bardzo naturalném téż było, że ta ciekawość życia zapoznała go z pasiecznikiem i zbliżyła do pszczół; zachwycony został ich rozumem.
Byłby może nazawsze pozostał tak na wsi, nie wychodząc poza dwór, ogród i pasiekę, gdyby wojna nie wybuchła, a panicz nie potrzebował iść na tę wojnę.
Złożyło się tak, iż pachołka wierniejszego dać mu rodzice nie mogli nad Iwasia.
Z początku ta ogromna zmiana, która wprawić miała w ruch, pchnąć w świat, przeraziła go; ale Alfredek był wesół, radował się i śmiał z trwogi swego sługi. Iwaś musiał być posłusznym.
Nauczono go, co miał robić z koniem, jak się obchodzić z pańską bronią, co czynić, czém i jak.
Z niewygodami był od dawna obyty... głód i chłód znosił lepiéj niż inni.
Gdy wyciągnęli w pole, Iwaś, człowiek nowy, znalazł się tu lepiéj przygotowanym do życia żołnierskiego, niż ci nawet, co z niém byli oswojeni. Odgadywał instynktem wiele rzeczy, bo w naturze tkwi bój i ona do niego potajemnie usposabia.
Zwierzęce niemal rozwinęły się w nim władze i przeczucia.
Nikt nie słyszał w nocy lepiéj najmniejszego w powietrzu drgnięcia, ziemi dźwięku, tego co wiatr przynosił, co mruczało w jego powiewach.
Z podziwieniem późniéj radzono się Iwasia, gdy się jego przepowiednie ziściły nieraz.
W pierwszéj bitwie, Iwaś, zdala przy obozie będąc, oczyma ścigał pana... i przyniósł go rannego na swych rękach, płacząc, a uratował kosztem ran, których nawet nie czuł.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/662
Ta strona została uwierzytelniona.