Jeszcze się tém zajmowano, gdy jednego dnia zajechał do nas rejent Wątróbka.
Ojciec go otwartemi przyjął rękoma, rad niezmiernie i miłemu gościowi i może nadziei, że po południu wraz z komornikiem, wezwanym z Bogusławców, zaprosi go do wista po trzy grosze.
Ale z Wątróbką ani było mówić można o czém inném, oprócz awantury owéj w sąsiedztwie, dla któréj, jak się okazało, przybył do nas umyślnie.
Główną kwaterę założywszy u nas, miał stąd czynić wyprawy do L., aby ojca przebłagać, a córce i uwodzicielowi wyjednać przebaczenie.
Téj ciężkiéj roli pośrednika dobrowolnie się podjął, a gotował się do niéj z taką gorączką, jakby ona mu do serca przyrosła i obchodziła najbliższe pokrewne osoby. Rejent pannę raz w życiu widział, nieszczęśliwego zaś guwernera ani razu.
— Kochany rejencie — odezwał się zaraz w początku mój ojciec — jest to sprawa tak delikatnéj natury, bolesna, że obcemu się do niéj mieszać niepodobna. Tylko czas ułagodzi słuszny żal.
— A tymczasem oni z głodu poumierają! — zawołał rejent. — Sprawa delikatna, tak, drażliwa niewątpliwie, dlatego właśnie powinien się każdy starać dopomódz, aby się to szczęśliwie skończyło. Byłem już w Kobryniu, gdzie oni we dwoje u żyda na komornem siedzą, i złajałem tego chłystka. Spłakałem się nad panienką, a teraz jadę... i choćby plackiem przyszło paść do nóg... padnę, ale muszę gniew zażegnać.
— A mnie się zdaje — rzekł ojciec — bogdajbyś nie podraźnił gorzéj jeszcze! Daj teraz pokój, czekaj!
— Ale nie mogę! — wykrzyknął rejent. — Obowiązek sumienia.
Ojciec chciał zmienić rozmowę, nie było sposobu: Wątróbka, przejęty, poruszony, ciągle powracał do swego.
Należy dodać, że naszego sąsiada X. znał bardzo mało, stosunków z nim nie miał żadnych; przewidziéć więc było łatwo, iż jego wmieszanie się źle zostanie przyjęte.
Wiedzieliśmy, iż pan X., do najwyższego stopnia zrozpaczony postępkiem córki, wpadał prawie we wściekłość, gdy się nawet matka ośmielała wstawiać za córką.
Wszystko to Wątróbkę, zamiast zrażać, podniecało jeszcze i zachęcało.
Do wista nie dał się nakłonić; po obiedzie zaraz pojechał do L., zabawił krótko, i powrócił o mroku.
Ojciec, swym zwyczajem, siedział z fajką na baryerze przed domkiem, gdy rejent się zjawił.
— A cóż? — zapytał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/673
Ta strona została uwierzytelniona.