Jak i czém ona tam żyła — jest jéj tajemnicą. Po pod nędzném ogrodzeniem, gdzieniegdzie rosły jakieś krzewy, których rozpoznać nie umiałem. Plac miał téż swych lokatorów, do których należały krety, myszy i szczury — nieliczne ptastwo.
Kiedy niekiedy otrzymywał ktoś pozwolenie złożenia tu desek, tarcic, opiłków, cegły; wówczas otwierały się wrota — plac zmieniał swą jednostajną fizyognomią nudną i smutną.
Unikałem, o ile mogłem, wyglądania przez okno w tę stronę, i długi czas jakoś plac pusty wcale mojéj nie zwrócił uwagi. Jednego dnia, przypadkiem rzuciwszy okiem, dostrzegłem ogromne stosy cegły ustawione od ulicy i, co mnie najmocniéj zdziwiło, kilku ludzi, którzy kopali.
Kupy żółtawéj ziemi wznosiły się już na prawo i na lewo. Domyśliłem się łatwo, iż naostatek ktoś na osieroconym tak długo placyku budować się ośmielił. Było to razem pociechą dla mnie i mogło trwożyć, bo sąsiedztwo domu stawiło zagadkę, co w tym i z tego domu być miało.
Nie każda kamienica jest miłą, pod bokiem.
Nie dziw, że potém z wielką ciekawością śledziłem cały postęp w budowaniu nowego domu.
Z fundamentów nic wnieść nie umiałem; bardzo szybko i niezbyt, jak mi się zdawało, starannie uwinął się z niemi budowniczy; dom jak grzyb do góry się podnosić zaczął. Nie wielki, miał tylko pięć okien od frontu, a formy jego architektoniczne dosyć zwyczajne domyślać się kazały, że jaknajoszczędniéj murowano — prostą kamieniczkę, dla dochodu.
Pierwsze belki, które przywieziono, z drzewa nie bardzo suchego, cienkie, jeszcze mocniéj mnie utwierdziły w przekonaniu, że dom ozdoby naszéj części miasta nie przyczyni.
Mur z cegieł był cienki, cegła rozsypująca się i nieosobliwa. Starania nie widać było o nic, oprócz, aby to stanęło jaknajtaniéj a może jaknajprędzéj.
Przed jesienią téż dom był pod dachem z takich cieniuchnych krokiewek skleconym, że mi się wierzyć nie chciało, iż dachówkę utrzymać potrafią.
Gdy do wykończenia przyszło — przekonałem się, że to będzie mieszkalne pudełko bez żadnych ozdób i najmniejszego starania, aby oko mile na niém spoczęło. Szła za to budowa niewypowiedzianie szybko, a nim zaczęto tynkować, już na płocie wisiała karta z napisem — „Do najęcia“.
Zima się w tym roku spóźniła tak, że domostwo przed mrozami stało już z zapadniętemi oknami, gotowe... na przyjęcie tych, co się w niém zamieszkać odważą.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/679
Ta strona została uwierzytelniona.