Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Pamięci Wincentego Pola.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

ném jak pobojowisko zryte kopytami koni.... Pomimo pozoru téj buty starego myśliwca, niechże usta otworzył, czułeś w głosie anielską dobroć i słodycz charakteru i prostotę duszy dziecięcą.
Wszystko, co polskie, co domowe, szczególniéj co do jasnéj przeszłości należało, zajmowało go gorąco... Najdobroduszniejszy z ludzi, gdy szło o ogólną sprawę o zdobycie pamiątki, o zachowanie drogiéj relikwii, gotów był chleb powszedni poświęcić. Tak raz wracając do domu z niewielkim groszem, bo poeci go nigdy do zbytku nie mają — potrzebując gwałtownie téj sumki, w drodze spotkał archeologa, rozpoczął z nim rozmowę, posłyszał, że nie było funduszu na rozkopanie ciekawéj mogiły i z kieszeni dobył co miał, zapomniawszy o najgwałtowniejszéj domu potrzebie. I było tak nie jeden raz, ale razy wiele.
Co w życiu zniósł — któż policzy! a czyż wszystko nawet liczyć się i godzi i można? — Nie umiejąc nigdy ani rachować, ani samolubnie oszczędzać, często bywał w potrzebie — nigdy się na to nie poskarzył a wszelaki los znosił umysłem pogodnym i wesołym. Nikt z jego ust skargi nie posłyszał, chyba na to, co ogółu tyczyło.
Pod dobry humor było w nim nie wyczerpane źródło powieści, tradycyi, anegdot z tego skarbca staropolskiego, którego dziś nikt już nam zaczarowanych drzwi żadném: Sezamie! nie otworzy. — Pol wiedział wszystek staroświecki obyczaj szlachecki... jak się odprawiały gody, jak się porządkowały uczty, jaki był porządek wiwatów (Et post sex — nulla lex!) jak obchodzono pogrzeby i chrzciny. Mógłby był być ostatnim wielkim mistrzem obrzędów Rzeczypospolitéj.... Pamięć miał doskonałą, co przechowywała rzecz wszelką, jak bursztyn wieki zachowuje zagrzęsłą muszkę, otaczając ją złocistemi ściany. — Najmniejszy pyłek przeszłości w nim się na brylant zamieniał. Ku schyłkowi tęsknego życia miał to szczęście, że miłosierna dłoń kobiety przyszła mu osłodzić dni ostatek. — Ale już stargane zdrowie użyć jaśniejszych tych chwil nie dopuszczało, — siły się wyczerpywały, świat téż ota-