Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieła pomożecie — dla was wpływu wszelkiego zaparta zostanie droga... Naówczas oni panować tu będą.
Brühl się rozśmiał.
— I wy myślicie, że ja w Rzeczypospolitéj ten ład zaprowadzić dozwolę? Bardzo dobrze rozumiecie czego chce familia, muszę jéj do czasu ulegać i iść z nią razem... lecz... nie przejdę granicy... Idąc razem, wiem drogę...
Starosta spojrzał ironicznie...
— Myślicie, że oni się wam z niéj wyspowiadają, albo pójdą tak prosto, aby ją było można odgadnąć?
— Mój starosto, dodał Brühl — wiedzcie jedno: ja nikomu nie ufam, nikomu nie wierzę — i niczém się nie wiążę... Kajdan nigdy nie nakładam sobie; polityka moja — znacie ją — tak prosta jak tylko być może... Patrzę zkąd wiatr wieje, co dzień każdy przynosi, i z dniem każdym ster i żagiel odmieniam... Ja w żadne systemy nie wierzę...
To mówiąc wstał Brühl.
— Jak wy jesteście u familii?
— Ja — mały, nieznaczny człeczek? ja? nikt tam na mnie nie patrzy. Głupiego udaję, z tém ni najlepiéj... Ale familia, szlachtę choćby pruską i inflancką... zna tak całą, że jéj kolligacye na pamięć umie... więcem nie obcy... Z tradycyi jesteśmy dobrze... w teraźniejszych czasach neutralnie...