Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy Sasi to czynią. Peruka zresztą zdrowa rzecz, zwłaszcza zimą w kościele od kataru...
Gdy się to działo w ulicy, na zamku witano pana starostę... chciano się śmiać z wyrostka... a trudno było. Szalony chłopak tak raźno i z gęstą miną wszedł na salę natłoczoną, i z taką swobodą stanął przed panem wojewodą mazowieckim Stanisławem Poniatowskim... tak się umiał cale nie zmieszać ani ironicznemi twarzy otaczających wyrazami, ani szmerem dwuznacznym... iż — spoważnieli wszyscy. Ciekawość wypiętnowała się na obliczach...
Chłopak stanął do przysięgi... ale onego czasu bez mowy się nie obeszło nic, a wojewoda téż stał przy tém, aby przytomnym panom a braci wyłożyć tę tajemnicę łaski pańskiéj, przez jaką młody Brühl — nagle lat doścignął... choć ich nie miał...
Mowa pana wojewody była arcydziełem kunsztu... nic z niéj na prawdę zrozumieć nie było podobna, oprócz tego, że wielkie zasługi ojca spadając na syna jak słoneczne promienie... dojrzałym go czyniły... że szlachcie wypadało czuć się wielce zaszczyconą, iż syn takiego męża zawczasu zasługiwać się jéj pragnął i t. p.
Argumentów potężniejszych nie było, ale wymowa nie na nich się zasadza. Logika mała rzecz, rozsądek poślednia, — leży wszystko w deklamacyi i entuzyazmie. Największą niedorzeczność gdy orator subtelny wyrzecze kunsztownie, gorąco, ogniście,