ognienia, z jakiém Alojzy rwał się do wszystkiego czego się dotknął. Kazano więc powracać, a pan starosta z równą obojętnością, z jaką rzucał inne zawody, zaledwie rozpoczęte — rozstał się z tym. Pożegnał wesoło swych towarzyszów, zwinął obozik i posłuszny udał się nazad do Polski.
Tu dawne Brühlowskie stosunki zupełnemu uległy przewrotowi.
Przymierze z familią, która pragnęła instytucyami nowemi, trwałemi, silnemi kraj zamieszany i rozbity długim nieładem odrodzić — przymierze nieodpowiadające interesom i planom ministra, pragnącego jak najdłużéj łowić ryby w mętnéj wodzie — zostało nadwerężone a nakoniec zerwane.
W miejsce przyjaźni gotowała się, zapowiadała wojna nieubłagana. Ci sami, co niegdyś prowadzili młodego Brühla na starostwo, wojewoda ruski, książę kanclerz, wojewoda mazowiecki, zmienili się w zajadłych nieprzyjaciół wszechmocnego ministra, jego syna i dworu...
Starego Brühla ten zwrot nieszczęśliwy równie mało obszedł jak wojna siedmioletnia. Tu, jak tam, nie było mu trudno o sprzymierzeńców — tak się przynajmniéj zdawało. Stosunkowo nagłe dźwignięcie się familii do znaczenia w kraju i potęgi, która możniejszym i nawykłym do przewodzenia przynależeć się zdawała — zrodziło nieprzyjaciół, współzawodników, zazdrosnych. Umiano liczbę ich przymnożyć ze sztuką wielką. Z drobnych i rozbitych
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.