wszystko — aby od niéj potém wymagać wszystkiego co ona dać mogła...
W tych zasadach stary Brühl wychowywać pragnął syna, nie głosząc ich jednak jawnie, lecz praktycznie raczéj na sobie poznać mu je dając. Zbyt wielkim był znawcą serca ludzkiego, by nie wiedział, że nagie i suche wypowiedzenie prawdy absolutnéj daleko mniéj jest skuteczne, niż wpajanie jéj zwolna w żyły sączącą się trucizną. Z lekkością i dowcipem sobie właściwym, stary polityk wpół żartem, pół seryo próbował zaszczepiać w synu pryncypia, których się trzymał.
Alojzy słuchał cierpliwie, nie dając znaku życia, nie przecząc im, nie dziwiąc się, nie unosząc niemi, a czasem pozwalając sobie w żart je obracać. Przyjmować się je zdawał, jako smutne konieczności położenia. Ojcu ten chłód wydawał się dobrą wróżbą.
Miał on jednak wcale inne znaczenie, niż stary Brühl sądził. Starosta z rodzajem rezygnacyi patrzał i słuchał tych smutnych prawideł, ale duszą i sercem był gdzieindziéj. Wszystko to, co minister miał za najważniejsze, dla niego było prawie obojętne. Natura, jakby na urągowisko losowi, co go uczynił synem ministra, stworzyła marzycielem i poetą — jednym z tych ludzi, których blask nie bawi, których kłamstwo dławi, którzy wkładają szyte suknie wzdychając, a zrzucają je z radością. Młody Brühl znosił to, ale tęsknił ku czemu innemu... Pragnął nauki, a kazano mu uczyć się
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.