Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

intrygi — lubił sztukę a musiał się bawić polityką ojcowską — był poetą w duszy, a po szyję wkopano go w brudy i zawikłania... Targać te więzy, któremi go pętano od młodości, ani mógł, ani chciał, szanował władzę ojcowską — brał więc życie jak się bierze lekarstwo, non tam libenter, quam reverenter, z pogodną twarzą umiejąc się zastosować do swojego położenia, a zamiast rozpaczać, uśmiechał się wśród bolu, którego poznać nie dawał. Uśmiech ten i szyderstwo samego z samego siebie — stało się dlań koniecznością, nałogiem. Był to ten powiew chłodny, co trochę ranę ostudza.
Rok 1759 się poczynał, król August III wygnany siedmioletnią wojną, siedział znudzony w War szawie... Jednego dnia szambelan dał mu znać, że nań Najjaśniejszy Pan oczekuje — i kazał wezwać do siebie... Bywał on codziennie prawie na dworze, wezwanie nic w sobie nie miało nadzwyczajnego, oprócz oznaczonéj godziny, która domyślać się kazała lub szczególnego polecenia, albo jakiejś nagłéj sprawy.
Pieszczoszek królewski, ile razy do chrzestnego ojca przychodził, przynosić musiał wesołość z sobą. Samo spojrzenie na tę wdzięczną, rozjaśnioną, różową twarzyczkę króla JMci rozpromieniało. A były to czasy w których i taki promyk radości wielce się stał dla króla pożądanym. Wojna niszczyła Saksonię, Fryderyk nielitościwie nękał państwo jego dziedziczne — biedna królowa zmarła patrząc na to