na zamku drezdeńskim. August w Polsce czuł się gościem i wygnańcem...
Szczędził mu wprawdzie Brühl zmartwień, nie dopuszczając doń innych nad pomyślne wiadomości, w potrzebie tworząc je — starano się o rozrywki... Gdy nie było zwierzyny, ściągano pod mur psy miejskie, aby król mógł do nich strzelać. Mimo to wzdychał do swych starych lasów bukowych około Moritzburga i Hubertsburga, do swego zamku, teatru, baletu, bażantarni i ogrodów, miejsc, do których przyrósł nałogowo.
Godzina była przedwieczorna i światła właśnie zapalić miano, gdy młody Brühl, który jako szambelan miał zawsze prawo wchodzić na pokoje — oznajmił się przez pazia i natychmiast został wpuszczony.
August od obiadu siedział na pół drzemiąc w fotelu u komina, na którym palił się ogień ogromny... Część jego przysłaniał ekran z blachy srebrnéj... z czasów lepszych Augusta Mocnego. Szklanka jakiegoś napoju stała przed nim... Dowiedziawszy się o Brühlu, obrócił ku wchodzącemu twarz, jak zwykle, rozpromienioną. Gdy młody szambelan przystępował do ucałowania ręki pańskiéj, poklepał go po twarzy przyjacielsko i poufale...
— A co? spytał lakonicznie — zimno!
— Najjaśniejszy Pan raczył kazać mi przybyć... Stawię się na rozkazy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.