Z blizka się wpatrując w tajemnice pałacowe, dostrzegł łatwo każdy, iż tu, jak w większéj części polskich stadeł — nie ten był w istocie panem wszechwładnym, kto się nim wydawał. Wojewodzina rządziła mężem i wszystkiem, bez jéj porady nie stało się nic, woli jéj mógł, ani się myślał sprzeciwiać. Kochał ją i był dla niéj słabym... Pani Anna z tą siłą swą nie występowała nigdy na zbyt jawnie — owszem gotowa była z uszanowaniem uledz mężowi, lecz pan wojewoda myśli zgadywał, płaszczył się i słuchał, aby uniknąć chimer spazmów i historyj, które domem całym wstrząsały...
Ich dwoje w końcu stanowiło jakby jedną istotę — umysły się spoiły, nastroiły, uczucia zrównoważyły, natury obie łączyły tak ściśle, iż różnica zdań nie była możliwa. Było to jakby dwa zegary z jednemi kurantami, które co innego nad nie grać nie mogły. Ten fenomen małżeńskiego pożycia, po długich latach nieprzerwanego związku, trafia się często, a dawniéj był może niż dziś pospolitszy, gdy ludzie więcéj z sobą żyli, od innych wpływów odosobnieni. Skutkiem jedności téj uczuć i myśli, twarze nawet stawały się do siebie bratersko podobne wyrazem. Państwo województwo ruchy jedne, sposoby mówienia, jedne smaki, humor ten sam mieli oboje.
Panowanie wojewodziny było dla innych widoczne, dla wojewody prawie się ono czuć nie da-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.