swéj potędze, o utrzymanie i rozrost majątków — nie miała pani wojewodzina innéj rozrywki, nad komeraże swych faworytów, nad plotki któremi je karmiono, i nieustanne jakieś drobne sprawy domowe do olbrzymich podnoszone rozmiarów.
Jątrzono ją, uspakajano, głupota jednych, złość drugich, próżniactwo, chęć zasłużenia się, nie dawały jéj pokoju i zrodziły nałóg tego karmienia się niezdrowym pokarmem. Wojewodzina była uległością męża popsutą, chymeryczna, dziwaczna, łatwowierna, a życie z nią prawdziwą męczarnią dla otaczających. Wiedziała o tém, że ją chymeryczką zwano i gniewała się za to na ludzi. Najmniejsze sprzeciwieństwo wywoływało gniew, omdlenia, płacze, narzekania, choroby, po których następowały błagania, pochlebstwa, tłómaczenia, przejednywania, i pokój wracał na kilka godzin, dopóki go nowa plotka nie naruszyła.
Kilka osób szczególniéj miało poważny wpływ na panią wojewodzinę, a największy kapelan i dyrektor sumienia ks. Russyan. Był to zakonnik skromny, cichy, dosyć energiczny, znający doskonale wszystkie wady swéj pani, i umiejący sam wpływać na nią i poskramiać je. Jemu wiele było wolno, czegoby nikt inny pozwolić sobie nie mógł. Nudził się biedny ksiądz ciągle niepokojony, aby łatał co drudzy popsuli; nieustannie napastowany o jakieś pośrednictwo i protekcyę, i dla tego, skoro mógł tylko, z Krystynopola wytchnąć do klasztoru
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.