Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Stara dewotka w ręce plasnęła...
— Tak mi panie Boże dopomóż, — poczęła, szepleniąc żywo, — tak się nademną ulituj Matko Najświętsza, opiekunko moja osobliwa, że już mnie Duch Święty dawno to do serca podał, iż o pannę Maryannę chodzi... względem wiekuistego, a daj Boże sukcesów pełnego postanowienia. Co w niebie napisano, nie minie... Nowenneczkę z suchotami odposzczę i odprawię na intencyę całego splendoru domu moich dobrodziejów...
Plotła tak świecąc małemi oczyma i całując z uniesieniem rąbek szaty swéj pani, gdy wojewodzina dodała:
— Albo co będzie lub nie... zobaczymy... Kawaler rodu pięknego, cóż kiedy słyszę trochę bałamut,.. piękny, bogaty...
— Za łaską Pańską... do Przemienia koronkę mówić będę sześć niedziel, wszystko się to inaczéj obróci... a trzpiot ustatkuje.., Byle łaska boża — Duch Święty natchnie...
Panna Terlecka stała nadsłuchywując także.
— Różnie ludzie prawią — poczęła wojewodzina — siostra za nim przemawia, osoba poważna i stateczna... ręczy... z Warszawy inne wieści płyną.
— Nie trza zważać, szepnęła panna — zazdrośni je wymyślają.
— Ale masz racyę — rzekła pani.
— O! już to moja — odezwała się Terlecka