Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

o czém tam była mowa! Jeszcze mi się głowa pali, jeszcze mi bije serce...
Marya spojrzała ciekawie.
— Czy mama się gniewa za co?... Na nas? dodało dziewczę, bo matkę znało tylko prawie z jéj gniewu.
— O! nie! nie — zniżając głos poczęła madam — ale co mi mówiła! co mi mówiła!
Już tylko oczyma pytała Marya. Nastąpiło jeszcze jedno w głowę pocałowanie... potém nie mogąc już utrzymać sekretu, poczęła madam żywo.
— Tylko mnie nie zdradź, chère Marie — a! broń Boże... coś ci powiem, czego się nie spodziewasz...
Schyliła się jéj do ucha...
— Wydają cię za mąż!
To powiedziawszy, spojrzała Dumont, jaki skutek wywarła... i przelękła się. Marya rzuciła się, chwyciła ją za ręce i padła zemdlona.
Krzyk okropny wyrwał się z piersi madamy, siostry przybiegły z drugiego pokoju, a że młości były surowo zakazane i nigdy się nie trafiały, nie wiedziano jak ratować... Marya jednak po chwilce ocuciła się sama... i głowę położywszy na kolanach Dumont, płakała.
Siostry przy niéj posiadały na ziemi — niezrozumiałe to było dla nich... Ludwisia zawołała głośno, że Maryni trzeba było dać dziegciu powąchać — bo to musiały być robaki...