Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

Przepych na pół azyatycki Potockiego wcale nie był podobny do wyrafinowego zbytku Brühla; tak jak marsowa i groźna twarz wojewody odbijała dziwnie przy uśmiechniętéj, wypogodzonéj, słodkiéj nad wszelki wyraz twarzy ministra. Powitanie w ganku i przedstawienie syna, poszło — dzięki zręcznéj Mniszcha pomocy — bardzo gładko. Młody Brühl, który całą niemal przewędrował Europę, przypatrywał się nie bez ciekawości temu nowemu dla siebie światu, dworowi, twarzom, strojom...
Szli wszyscy na pokoje, gdzie pani wojewodzina, Maryę bladą mając u boku, i kilka panien rezydentek w oddali, oczekiwała na ministra, z nadzwyczajną galanteryą posuwającego się ku niéj z synem...
Jedno wejrzenie na młodego Brühla dało poznać wojewodzinie, iż jéj go nie przechwalono. Starosta był jednym z najpiękniejszych mężczyzn swojego wieku, a wychowanie i wczesne obycie się z najwyższemi towarzystwa sferami, nadawało mu wielką swobodę i wdzięk w obejściu...
Z przestrachem oko Maryi padło na niego, gdy on z obojętnością wystygłego i zrezygnowanego człowieka, przelotne rzucał na nią wejrzenie. Oczy się nie spotykały, zdawały się owszem unikać siebie... Wojewodziance ta laleczka wydała się dziwną i straszną; staroście ta, w któréj odgadywał swą narzeczoną, — zbiedzoną, chorą i nieszczęśliwą... Śmiertelną bladością okryła się twarz ofiary, która ledwie