— Ja?... ja... a! nie byłam nigdy! odpowiedziała.
Mogła odpowiedzieć, że nie była nigdzie więcéj oprócz Krystynopola, bo pamięć jéj nie sięgała czasów, gdy się tu rodzice przenieśli.
— Warszawa, ciągnął daléj starosta byle coś powiedzieć — bardzo się ożywiła od czasu, jak Najjaśniejszy Pan przeniósł się z Drezna. Mamy nawet operę, śpiewaków...
Wspomnienie o operze chwyciwszy jak deskę zbawienia, Brühl co prędzéj dodał: — Czy pani lubi muzykę?
W istocie panna Marya lubiła ją bardzo, ale oprócz kilku starych menuetów i kurantów na forepianiku — nic jéj nigdy nie uczono. Wojewodzina lękała się wpływu rozmarzającego muzyki, i wydoskonalenie w téj sztuce zostawiano tym, co z niéj żyli. Wojewodzianka przyznała się, że lubi bardzo muzykę — inaczéj nie wypadało. Zająknęła się tylko razy parę...
Brühl, który był wirtuozem na kilku instrumentach, oświadczył także, iż ma wielką słabość do niéj...
Daléj z tych dwóch wyznań okazało się niepodobieństwem wysnuć coś więcej. Nastąpiło milczenie. Jednakże głos tego groźnego obcego pana, uspokoił nieco pannę Maryę. Wrzawa coraz głośniejsza u stołu, brzęk kielichów, szczęk talerzy dozwalałyby jak najpoufalszą prowadzić rozmowę, gdyby Brühl miał do niéj ochotę a panna Marya odwagę...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.