chciała — ta otwartość przeraziła ją i ucieszyła razem, było w niéj nareszcie coś szczerego, coś ludzkiego. Lecz rzucone pytanie, rozwiązać dla niéj było trudno. O projekcie urzędownie uwiadomiona nie była, przyznając się do tego, że Dumont jéj o nim mówiła — zdradzałaby Francuzkę...
Naiwna jak dziecię — lecz nieco ośmielona już — odezwała się cicho:
— A! ja — ja o niczém nie wiem.
— To się panna wojewodzianka przynajmniéj domyśla? dodał Brühl.
Na to nie było odpowiedzi; ciągnął więc daléj:
— Rozumiem, że tak narzucony pani... przyszły życia towarzysz, raczéj nienawiść musi obudzać, niż przyjaźń!
Panna Marya coraz się czuła swobodniejszą, i choć nieśmiało jeszcze szepnęła:
— Wszak to się do obu stron stosuje zarówno.
— Niestety! temu zaprzeczyć niepodobna — mówił starosta — jednakże rola mężczyzny jest przykrzejsza.
Chwilkę zamilkł, bo się służący zbliżył z półmiskiem...
— Pani mi daruje — począł znowu — że jestem zmuszony tak samo być posłusznym woli ojca, jak pani swoich rodziców rozkazom... Cóżby to pomogło, gdybyśmy się zbuntowali? Jutro przyszedłby ktoś drugi, mniéj względny odemnie, i ofiara spełnićby się musiała...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.