Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

prowadzić pannę Maryę, która szła blada jak ofiara, choć z mniejszą już może trwogą... Po ukłonach i podziękowaniach sama wojewodzina starała się tak ułożyć — aby młody Brühl mógł swobodnie zbliżyć i zalecić pannie Maryi...
Towarzystwo ożywione skupiło się w gruppy rozmaite; pan Alojzy nie potrzebował teraz ani wejrzenia, ani instrukcyi ojca, aby zrozumieć swe obowiązki. Stanął naprzód nieco z dala od wojewodzianki, znalazł potém pozór zbliżenia się ku niéj, a wojewodzina nieco się usunęła, aby im więcéj zostawić swobody, i rozmowa poczęta u stołu, daléj się już ciągnąć mogła bez przeszkody.
Od czasu gdy ją wiwaty przerwały, do téj chwili panna Marya mogła zważyć każde słowo i zastanowić się nad jego znaczeniem... Brühl ze swą galanteryą, śmiałością i grzeczną żartobliwością zawsze ją jakimś strachem napełniał — instynkt dawał jéj czuć w nim człowieka zimnego i obojętnego, ale zarazem... czuła w nim téż powolność i dobroć wystygłéj istoty, którą wszystko mało obchodzi. Wiało od niego łagodnym sceptycyzmem, któremu imienia nadać nie umiejąc, wojewodzianka pierwszy raz w życiu z nim się zapoznawała... Był on daleko mniéj straszny od tyranii, pod jaką lata jéj dzieciństwa spłynęły... lecz nie obudzał sympatyi...
Trwoga ustąpiła — w sercu jednak nie mogło się obudzić nic więcéj, nad trochę jakiegoś spokoju.