Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Starosta odetchnął, gdy po pierwszéj téj bytności, znalazł się sam na drodze do Warszawy, uwolniony od téj śmiesznéj roli, jaką w Krystynopolu odegrywać był zmuszony. Na przemiany myśląc o tém, uśmiechał się ironicznie i zadumywał smutnie, ruszając ramionami...
Na dzień 3 czerwca, owe zaręczyny uroczyste, sproszono gości tłumy... Na nieszczęście w Krystynopolu pokazała się ospa, niezbyt straszna, ale na owe czasy obudzająca trwogę, która o mało całego obrządku nie zwlokła... Ledwie doktor Macpherlan, dowodząc, że wietrzna była, uspokoić potrafił... Jednakże stary wojewoda poznański, który miał bytnością swą zaszczycić zrękowiny, nie przybył z Brodów, i z listem a pierścieniem wysłał na swoje miejsce starostę Leżajskiego. Punkta intercyzy wcześnie przygotowano — dwaj mężowie stojący na czele domów zawierali odporne i zaczepne przymierze; wojewoda powtarzał ciągle: — Odtąd kto mi wróg, ten wam nieprzyjacielem, i wzajemnie...
Zrana dopiero dnia 3 czerwca, w wigilię zaręczyn tak uroczystych jak ślub i równie ważnych a obowiązujących, wojewodzina kazała do siebie wezwać córkę... Pojęcie obowiązków matki nie dozwalało jéj okazywać czułości, która się w języku wojewodziny słabością nazywała — lecz gdy ujrzała bladą Maryę, słuchającą wyroku z marmurową obojętnością, ze zwrokiem osłupiałym, nieumiejącą odpowiedzieć ani słowa, nie okazującą oporu, ani