Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

słuchał rapportu starosty Zawideckiego, a starszyzna naznaczała kary tym ichmościom, którzy czasu wielkiego zamieszania korzystali z niego, dla dopuszczenia się nadużyć.
Okazało się, że dwóch świszczypałków podkradło się do garderoby na zakazane konszachty z pannami, za co najsurowsza była kara na kobiercu. Bebuś się spił i Bebę pokrzywdził policzkiem, co miał odpokutować klęczeniem i postem o chlebie i wodzie; dwóch hajduków pokrwawiło się zwaśniwszy... Wszystko to natychmiast miało być jak najściśléj zbadane i przykładnie ukarane...
Srebra odnoszono do skarbcu... pijanych sadzano na wytrzeźwienie się do karceresu na obwachu, gorączkowy jeszcze nieco ruch panował wszędzie, lecz coraz się uśmierzał... Panna Marya z głową opartą na kolanach madamy Dumont, z oczyma wypłakanemi, ale suchemi, dumała nad swym losem... młodsze siostry patrzały na nią z tém zdumieniem i zazdrością, jaką tylko dziecinny wiek zrodzić może.
Szczególniéj piękny pierścień zaręczynny, dar wojewody dziadunia, budził ciekawość sióstr młodszych, wojewodzianka nieustannie pokazywać im go musiała. Lecz z palca nie wolno go było zdejmować, bo przesąd jakiś przykuwał go na nim aż do ślubu...
Tymczasem powozy pana starosty, któremu towarzyszył Mniszech, po drodze mając przygotowane do przeprzęgu cugi, unosiły go nazad ku stolicy.