Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

czonemu wylegać się nie daję! Jak się masz! przebacz! Nie mogłem czekać do jutra.,.
— A to ty! krzyknął Brühl — strachu mi narobiłeś niemałego... Siadaj i bądź pozdrowiony!
Przybyły, jeden z dawniejszych przyjaciół młodego Brühla, rówieśnik jego, towarzysz zabaw dziecięcych na tarasie w Dreźnie, niegdyś dworzanin króla, był to pan generałowicz Sołłohub... Z nim niegdyś pan Alojzy najlepiéj swawolić lubił, gdy mu do tego przychodziła ochota — próbowali sił, zręczności, a potém i dowcipu, rozprawiając o tych rzeczach, których wówczas wcale nie rozumieli, a tém więcéj byli ciekawi. Późniéj pan Sołłohub wrócił do Polski na to życie pańsko szlacheckie, do którego był przeznaczony, a starosta warszawski wyrósł nagle prawie na dygnitarza. Dawna poufałość przeżyła niegdyś bliższe stosunki — dziś rzadsze i mogące oziębnąć, gdyby ich sympatye charakterów, szczera przyjaźń i wspomnienie młodości nie wiązały.
Przed jednym Sołłohubem zwierzał się pan Alojzy ze swych tęsknot, fantazyj, utrapień pokrytych świetnością położenia — jeden Sołłohub mógł go zrozumieć, a nie mógł zdradzić. Byli z sobą jak bracia — a we własnych nawet Brühl nie miał nigdy tyle zaufania, ile w tym od dzieciństwa przybranym.
Nie były to jednak ani charaktery podobne, ani umysły jednéj potęgi i polotu. Starosta warszawski należał do najbystrzejszych ludzi swego czasu; Soł-