Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, nie wiem — odparł Brühl — może jestem lalką — ale to pewna, że mnie wiele rzeczy śmieszy, mało boli, a prawie nic nie porusza... Smutna to rzecz, czy wesoła — ale tak jest, mój drogi!
— Fanfaron jesteś! przerwał gość — chwalisz się... Jakto? tak młody, miałbyś już nawet nie módz się i nie chcieć zakochać?
— Nie wiem... mówił Brühl potrząsając głową. Śmieszna rzecz, powiem ci, zakochałem się raz pierwszy w życiu mając lat dwanaście, w dziecku... od téj pory już nie mogę... Ta miłość dziecinna trwa dotąd! Jeszcze o niéj marzę... Szalałem potem za Angielką, z czego tyle narobiono hałasu, alem jéj nie kochał... latałem za innemi tak samo... z ciekawości i temperamentu... Moja pierwsza miłość, która trwała minut pięć... snadź była ostatnią.
Chciał mówić więcéj, lecz nagle jakby się namyślił — umilkł, i zmieniając ton, zwrócił się do Sołłohuba.
— Mów bo mi o sobie... Ty naturalnie kochałeś się nieskończoną liczbę razy; pamiętam, żeś począł od garderobianéj mojéj matki... A teraz... w kimże?
— Daj pokój żartom! po raz pierwszy i ostatni w życiu jestem na seryo rozmiłowany.
— A! wiwat! Cóż? przedmiot twych zapałów? mówił Brühl ironicznie: „czy dzieli ognie twoje?“
— Proszę cię nie żartuj! Przedmiot jest młodziuchny i o ile mi się zdaje, chyba nigdy kochać nie potrafi.