Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Miano ważne papiery wysyłać do gubernatora w Humaniu, wojewoda kazał sam, by je któryś z roztropniejszych dworzan wręczył i odpowiedź dostawił. Starosta Zawidecki był pewien, że Godziembie tą podróżą łaskę wyświadczy...
— No, panie Tadeuszu — odezwał się, — pakuj acindziej troki, czy tłomoczek... jedziesz z papierami do Humania.
Godziemba stał wcale nie pokazując po sobie wesołości. Spadało to na niego zbyt nagle, nim się miał czas rozmyślić, co zrobić z radą madamy i z sobą. Rozpaczliwe usposobienie od czasu zaręczyn wojewodzianki pchało go do jakiegoś kroku szalonego. Czuł że pozostać tu dłużéj nie powinien Nie wiedział jeszcze co z sobą zrobi, ale mu na rękę było wyrwać się na swobodę. Dziecinna miłość nie miała celu i była szaleństwem, od niéj saméj uciekać naleźało...
Jeszcze myślał w jaki sposób odpowie, gdy starosta Zawidecki, zawołał zdumiony.
— A toż co jest? Słyszałeś waćpan? jedziesz do Humania...
— Jestem chory — rzekł Godziemba — pan starosta przebaczy.
— Właśnie widzę że waćpan chory jesteś, i dla tego wysyłam go. Młodemu nie ma nic zdrowszego jako dobrze się przetrząść i aurę odmienić.
Godziemba zamiast podziękować, stanowczo odparł: