mu Maryę Potocką... przypominasz sobie, a los dopisał i dał mu... choć inną, ale tego samego imienia i nazwiska...
To mówiąc wskazał skarbnikowi, gdzie między druchnami jaśniejąca pięknością dziewiczą stała w bieli, w kwiatach i brylantach, śliczna cześnikówna...
— A oto ta... o któréj mowa!...
Popatrzali.
— Ponoby ją Brühl wolał od wojewodzianki — rzekł skarbnik, ale taby mu miliona nie wniosła...
— Mospanie mrugając rzekł Laskowski — jéj oczy więcéj niż dwa miliony warte!!
Rozmaite postrzeżenia czyniono tak do koła... a wszyscy niemal z zajęciem spoglądali na bladą narzeczoną, która mimo zabarwionego rumieńca z rozkazu matki, wyglądała smutnie...
Gniewało to panią wojewodzinę — lecz już nie czas było córkę strofować, gdy dom miała rodzicielski opuścić. Stary Brühl, dostrzegłszy w synowéj tych oznak trwogi i cierpienia, poszedł sam zabawiać ją rozmową — lecz mimo całéj swéj zręczności i galanteryi nie mógł na niéj wymódz nad kilka słów, w których nie wiele było związku. Wojewodzina postrzegłszy tę jego wyprawę i odgadłszy jej cel, czatowała nań w powrocie, aby wrażenie, jakiego mógł doznać, naprawić...
Stało się wedle jéj woli — minister po krótkiéj rozmowie cofnął się i znalazł na drodze wojewodzinę..
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.