Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

Środkiem jego w wazonach olbrzymich, ustawiono żywe kwiaty, trudne do rozróżnienia od porcelanowych ich rywalów... Z obu ich stron na zwierciadłach rzędami nimfy i amory pobrawszy się za ręce przeglądały z za kryształowych kielichów... Całe nakrycie stołu, talerzyki, noże, łyżki, widelce były złote...
Na misach, w koszach z porcelany i srebra... stosy cukrów i owoców włoskich, smażonych i świeżych nęciły oczy, — a gdy ucichła kapela, która państwa młodych przeprowadzała — wśród chwilowego uciszenia — niewidzialna... jakby z niebios muzyka, cicha, łagodna, melodyjna, dała się słyszeć zdumionym gościom, którzy ani instrumentów, ani grających na nich, ani miejsca zkąd płynęły te dźwięki — odgadnąć nie umieli...
Czarodziejski ten chór stłumiony, niby daleki... oczarował gości... zamilkli wszyscy słuchając...
Hymn jakiś uroczysty brzmiał jakby z za jedwabnych wychodząc opon, które ściany okrywały... Niekiedy cichnął niby się oddalając i ginąc, to znowu zbliżał, podnosił, wzmacniał... aż nareszcie... skonał w niedosłyszanem westchnieniu...
Natenczas Brühlowie naprzód państwo województwo oboje, potém dostojniejszych gości do stołu zapraszać zaczęli. Kielichy już były nalane... pili więc, kto się tu potrafił docisnąć, bo ledwie cząstka gości mogła miejsce znaleźć — zdrowie mło-