Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

jednać się potrzeba... Pani jesteś okrutnie zmęczona? Nie prawdaż? Potrzebujesz spoczynku?
Marya nie odpowiadała nic...
Brühl widząc, że się chwiała, chwytając za klęcznik, podał jéj rękę i podprowadził do krzesła, na które jak złamana — upadła...
Jakiś czas patrzał na nią; westchnął.
— Chciałem pomówić — uspokoić — ale dziś nawet najłagodniejsze wyrazy byłyby barbarzyństwem... Zadzwonię na służącą — i dam pani dobranoc...
To mówiąc oczyma szukał dzwonka, którego nie było... poszedł do drzwi, przez które wyjrzał Przedpokój był pusty... W drugim dopiero dwie garderobiane wsparte na stole szeptały z sobą — dał im znak i sam zniknął. Przechodząc około żony, wziął ją za zwieszoną rękę, pocałował i szybko usunął się do swojego pokoju...
Tu także nie zastał nikogo.
W drugim spało dwóch lokajów... Popatrzał na nich nie budząc — świece ustawił bezpieczniéj i wrócił do gabinetu, w którym szeroka sofa za wygodne stała łoże...
Przez dni kilka trwały uroczystości weselne, ale trzeciego już część gości rozjeżdżać się zaczęła... Państwo młodzi przyspasabiali się do drogi. Z wielką pociechą wojewodziny, niepokój i trwoga młodéj starościny, tak widoczne dni pierwszych, zwolna jakoś ustępowały. Nie była wesołą, ale zdawała