Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

krystynopolskim dworze, gdzie wszystko żelaznéj woli państwa województwa ulegać musiało...
Mąż nie zdawał się nawet próbować wpłynąć na usposobienie żony, szanował jéj upodobania i wcale się im nie sprzeciwiał. Sam on zmuszony był życie prowadzić wcale inne, a nikt nad niego czynniejszym nie był. Od młodu zaprawiony do pracy, umysłu żywego i niespokojnego prawie, niezmordowanym był w spełnianiu obowiązków, w szukaniu rozrywek... Jako syn ministra i jego narzędzie, nieustannie prawie był w poselstwach, intrygach, na posyłkach jego u dworu lub w powozio i podróży. Wyjeżdżając przychodził po rozkazy żony która mu nigdy nic nie rozkazywała i o nic go nie prosiła, powróciwszy stawił się spytać o jéj zdrowie, na co mu rumieniec i kaszel odpowiadał. Jeśli miał parę dni wolnych, zamykał się w bibliotece, malował, grał, pisał i nie spróżnował chwili. Ale najczęściéj godzin do tych rozrywek, które mu najmilsze były szukać musiał przede dniem, dopóki Młocin zwykły najazd nie zagarnął. Nie było bowiem dnia swobodnego od gości, nie było obiadu bez obcych... klientów, przyjaciół, posłańców...
Starościna wychodziła kiedy chciała do salonu, bardzo często wymawiała się niezdrowiem... Brühl chyba w ostatniéj konieczności ośmielił się zapukać do jéj drzwi, i prosić jéj aby się ukazała przybyłym... Naówczas pani ubierała się posłuszna jak jéj kazano, wychodziła krokiem mierzonym,