i zaplątania małéj intryżki domowéj, która wśród téj nudy, ciszy i braku zajęcia... przyjemną mogła rozrywkę stanowić...
Obeznawszy się więc z domem i jego obyczajem Dumont czatowała na Godziembę, tymczasowo jednając go sobie nader przyjacielskiemi uśmiechami i ruchami głowy przy spotkaniu. Pan Tadeusz grzecznie na to, ale z daleka odpowiadał... nie zbliżając się więcéj. Francuzka więc była zmuszona jednego wieczoru zaprosić go do swojego pokoju... Postanowiła wyjść z téj bezczynności, która ją dręczyła. Godziemba, któremu szepnęła naznaczając godzinę, nie odpowiedział nic, skłonił się tylko.
O mroku czekała nań poczciwa Dumont z wielką niecierpliwością; młody człowiek się zjawił i spytał coby mu miała do rozkazania?
— Sądziłam oddawna — rzekła Dumont — że mnie się waćpan spytasz, dla czego tak sobie z nim postąpiłam, nastraszywszy go w Krystynopolu... Widzę jednak, żeś nie ciekawy, a ja przecie mu to wytłómaczyć muszę, aby dlań nie było zagadką...
Tu przystąpiła bliżéj i rzekła cicho:
— Miano waćpana w podejrzeniu!! rozumiesz mnie?
— O co? — zapytał Godziemba.
— A! o co! domyśl się waćpan! Nie byłeś bez winy... a dosyć było najmniejszego... cienia tylko, abyś i waćpan zginął, i drugą osobę uczynił nieszczęśliwą.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.