— Familia poi i karmi szlachtę... ale książę kanclerz w żywe oczy z niéj szydzi... Szlachta to rozumie — nie będą jéj mieli po sobie...
Wychodzili już, gdy w zabłoconych butach, z twarzą od deszczu i wiatru wysieczoną, wszedł przybywający z Drezna z papierami Wolfersdorf. Minister się zwrócił ku niemu. Z drugich drzwi szambelan wzywał go do króla. Paź jeden oznajmował przybycie piskupa krakowskiego, drugi któregoś z kasztelanów. Brühl zasępioną twarz potarł dłonią i wydając rozkazy na wsze strony, wybiegł szybko z pokoju.
Cześnik spieszył do matki.
Hrabina już od kilku tygodni była niemal dogorywająca — życie, z którém zwycięzką walkę wiodła lat tyle... które się jéj uśmiechało i dało, czego tylko zażądać mogła — oprócz szczęścia — opuszczało ją. Czuła się znużoną śmiertelnie i nie pragnęła już żyć...
Przed brühlowskim pałacem nasłana grubo słoma w ulicy i dziedzińcu, zapowiadała w nim chorą. Wszystko tu zdawało się już wymarłe... Służba stała milcząca, poruszając się cicho i ostrożnie... W wielkich salonach nie było żywéj duszy... Cześnik ze smutkiem w sercu, z głową zwisłą, powoli kierował się ku sypialni, gdy przed nią spotkał siostrę, marszałkową Mniszchową, z chustką na oczach, zapłakaną i hamującą łkanie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.