Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.

— A no! posłucham — zawołał Żudra — byle udatnie...
— Przy królu i jego majestacie stoimy — rzekł Szymanowski — przy ładzie i porządku, w warcholstwo się nie bawimy.
— Przy królu!.. — rozśmiał się Żudra — jakbyśmy my króla mieli innego nad Brühla... a kto mąci wodę, aby w niéj ryby łapał, jeśli nie on i jego adherenci?..
Stolnik się z krzesła zerwał.
— Mości panie mostowniczy, ja nie ścierpię, aby tym których szanuję, uwłaczano...
— Ja téż — bijąc dłonią po rękojeści szabli odparł Żudra — jeślim obraził, odpowiem za to...
— Na rany Pańskie! — krzyknął Laskowski hamując go — a toż co znowu!.. Dosyć tego, jam tu gospodarz... nie dopuszczę waści... Mości mostowniczy... jeśli mnie kochasz... panie stolniku! czy się to godzi?..
Zmięszali się wszyscy — stolnik powoli usiadł, a skarbnik spokojnie wrzucił.
— Jeśli wolno rzec słowu? czego się acaństwo tak śpieszycie? Jeszcze się sejm nie rozpoczął... Będziecie mieli czasu dosyć i językami i szablami dokazywać... My tu, ludzie spokojni, przyśliśmy się posilić...
— Ale mnie zadrasnął! — ofuknął stolnik.
Mostowniczy zmilczał, wstał z krzesła i począł się po izbie przechadzać, a do Szymanowskiego