Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.


V.



W Młocinach teraz chwili pokoju nie było, powozy jedne zajeżdżały, odchodziły drugie, cisnęli się przyjaciele, przynoszono rady, stary Brühl przysyłał rozkazy, a Dumont nie mogąc dobrze pojąć o co chodziło, niespokojna przybiegała do cześnikowéj, badając ją o przyczynę tego nadzwyczajnego krzątania.
Cześnikowa o niczém nie wiedziała.
— Moja Dumont — mówiła — to się mnie wcale nie tyczy... ja się męża nie pytam, a on mi téż nie spowiada się z tego co robi...
I byłaby francuzka niezaspokojoną została, a zmuszona uciec się do Godziemby, któryby jéj może niewiele rzecz objaśnił, gdyby jeden z powozów za-