sobie będziemy... Cóż robić! Ja już tego nie dożyję — mój Brühlu — mnie ta miłość zabije.
— Dla żony?
— Tak, miłość dla żony! Słychana to rzecz! — ironicznie mówił generałowicz... Śmieszność! bo któż widział kochać się we własnéj żonie, i umierać dla tego, że nie jest wzajemną! Temu nikt nie uwierzy. Zazdrosnym być — to co innego — to w naturze — ale kochać się... i czuć, że to w końcu zabije!!
— Unosisz się i pleciesz nie do rzeczy, niecierpliwie przerwał Brühl — ja ci powiem jedno. Kobiety lubią pokorę i rezygnacyę, bądź dla niéj zawsze miłym, grzecznym, nie czyń wymówek... nie gryź jéj niemi... przez litość wrodzoną i dobroć skłoni się ku tobie...
Tu się zatrzymał nieco, jakby mu z ciężkością przychodziło dokończyć co miał na myśli.
— Jedźcie razem... za granicę — odbądźcie podróż dłuższą — to was zbliży...
Sołłohub spojrzał badająco na niego oczyma zdziwionemi.
— Ty mi to radzisz? ty?
— Dla czego cię to zadziwia?...
Sołłohub rzucił mu się na szyję.
— Ty jesteś szlachetny, poczciwy, zacny... więcéj nie powiem nic...
Ale — mój Brühlu — ja ją kocham! ja ją kocham tak, tak, że jéj smutku i przykrości uczy-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/351
Ta strona została uwierzytelniona.