Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/364

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! bo to ten się w niéj kocha, jakby się o nią starał jeszcze, a mówią niestety — że — bez wzajemności.
Rozśmiało się kilku...
— Rambonne, żartujesz! — rzekł hetman — mów seryo.
— Mówię najzupełniéj seryo... biedny Sołłohub szaleje dla żony... a ona...
— A ona?...
— A ona? spytano ciekawie.
— Ona go traktuje jak nudnika... Bo téż nie ma śmieszniejszéj rzeczy w świecie, niż zakochany mąż, i kobieta, żeby śmieszną nie być, musi tę fantazyę karcić.
— Ale może i ona ma jaką fantazyjkę? — spytał hetman...
— Może ją i ma! nic nie wiem — począł Rambonne tajemniczo. Mówią — powiadają — plotą — domyślają się, że młody Brühl...
— A! nic dziwnego, — rzekł Mokronowski chłopak piękny i ma wszystkie przymioty, któremi się podobać można kobiecie... zacząwszy od powierzchowności bardzo miłéj.
— Dodajcie, że mu przypodobywać się żona nie przeszkadza — rozśmiał się hetman...
Tak — wtrącił Mokronowski — ta kaszle i ornaty szyje — najlepsza w świecie kobieta — ale dla Brühla...