Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/365

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyszła z dobréj szkoły pani wojewodziny, szepnął hetman: to czysty pułkownik od dragonów...
— Lękam się tylko — dorzucił Rambonne — ażeby Brühl niebezpiecznego nie miał rywala...
— W kim...?
— Nie wiem czy mi się mówić godzi — uśmiechając się rzekł Rambonne.
— Wszystko się godzi... byle było zabawne — dodał hetman; — mów śmiało — kochać się nie jest przecie grzechem śmiertelnym, chybaby kto się kochał w koczkodanie...
— Łatwo zgadnąć, kto tu wszystkie kobiety bałamuci... i wzdycha do najpiękniejszych buziaczków mówił Rambonne... Pan stolnik litewski.
Hetman trochę się zmarszczył.
— Ale to smyk, niedoświadczony, gorączka, wietrznik... Tak jak on dziś jest... dla podżyłych niewiast sur le retour, u których więcéj temperamentu niż sentymentu, najlepiéj się kwalifikuje... Lecz zkądże wnioski?...
— A! bom na moje oczy patrzał, jak pan stolnik zobaczywszy ją nadzwyczaj był wzruszony, i jakie na nim uczyniła wrażenie. Latał jak oparzony, żeby go zaprezentowano... nie odstąpił jéj krokiem, choć dosyć go zimno przyjmowała.
— Ja Stasia znam — szepnął hetman cicho, do bliższych siebie — słomiany to ogień... Go-