Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/367

Ta strona została uwierzytelniona.

tém śmiertelniéj zakochany, że Sołłohubowa ani chce na niego patrzeć...
— Temu nie wierz — odparł Rambonne — kobieta może odepchnąć — ale żeby jéj niemiło było gdy hołdy odbiera... to przeciw naturze...
— Ta Potocka — widzisz — wtrącił hetman — to bo osobliwa kobieta... bardzo seryo, dowcipna, rozumna i wcale nie płocha...
— A młody Brühl? — zapytał Rambonne.
— O! o! gadania — przerwał jeden z towarzystwa...
Rozmowa swróciła się natychmiast na daleko żywszą i więcéj kolorowaną, o tych paniach, o których tylko w towarzystwie męzkiém wspominać się godziło i o ich najtajemniejszych wdziękach i przymiotach. Hetman okazywał się niepospolitym znawcą, i mimo siedmiu krzyżyków, o tych boginiach odzywał się z wielkim zapałem...
Tak czas zszedł do godziny assamblów, i powozy już się przed pałac wtaczać zaczynały, gdy hetman wywczasowany, orzeźwiony, rozweselony, wyszedł na pokoje...
Gospodyni przepysznie strojna, i przy świetle wyglądająca jeszcze bardzo świeżo i młodo, już otoczona była kółkiem pań przybyłych i mężczyzn po większéj części we frakach i perukach... Co chwila otwierały się drzwi sali, i nowa para lub pojedynczy gość, wchodził pokłonić się pani hetmanowéj, gospodarzowi, aby natychmiast wmieszać się