Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/388

Ta strona została uwierzytelniona.

Wybitne stanowisko zajął na przodzie stolnik litewski, na niego teraz zewsząd zwracały się wzroki ciekawe — i on ośmielony poczynał strzelać oczyma, szczególniéj ku górze, gdzie już cały zastęp pięknych pań jak grzęda kwiatów wiosennych.. jaśniał w najwyszukańszych strojach... Spotykały go tu uśmiechy i lekkie skinienia głów i powitania wachlarzami i wiewanie chusteczkami, na które z wdziękiem adonisa odpowiadał z kolei... Wreszcie ciemne oczy pięknego młodzieńca padły z wyrazem ognistego roznamiętnienia na panią Maryę Sołłohubową... I niewidzialna dla tłumu, niepostrzeżona przez nikogo, trwająca jedno oka mgnienie odbyła się tu scena dramatyczna, która stała za prolog widowiska...
Sołłohubowa z zimną obojętnością, ze wzgardą niemal, zmierzyła oczyma stolnika... a w chwili gdy wzrok jego największym rozpłomienił się blaskiem, z wolna odwróciła się do niego plecami... W téj postawie pozostała piękna pani dosyć długo, ażeby być dobrze zrozumianą. Pan stolnik zarumienił się, zadrżał, coś jakby zemsty pragnienie wykrzywiło mu twarzyczkę na chwilę, i przymuszonym śmiechem towarzysząc sobie, począł coś mówić do otaczających. Pani Sołłohubowa z wolna zwróciła się do sali znowu, oparta na pięknéj rączce, i oczy skierowała w dół na gruppę, w któréj znajdował się mąż jéj i Godziemba, unikając spojrzenia nawet na tych, którym stolnik przewodniczył.