Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/393

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prosimy o głos! o głos! wołano tłumnie z obozu Familii — prosimy o głos!...
Małachowski chciał się opierać.
— Panie marszałku! tu idzie o najważniejsze przywileje i prawa pogwałcone Rzeczypospolitéj. — O głos prosimy! o głos!
Wrzawa stopniami rosła, pokrywała wołanie marszałka do porządku i zaklęcia jego, aby od zamieszania sejmu nie rozpoczynano.
Małachowski domagał się najprzód wyboru marszałka, oppozycya krzyczała, że nań nie pozwoli... Z obu stron starano się zagłuszyć coraz podnosząc głosy, tak, że ich już wśród szumu i hałasu rozeznać było niepodobna... Wrzawa dochodziła gwałtowności przerażającéj... Namiętności poczynały szaleć... nogami tłuczono podłogę, pięściami ławy... ręce podnosiły się do góry... Stolnik litewski, choć go do głosu nie dopuszczono, począł wołać:
— Nie ma sejmu! nie ma dopóki izba nie zostanie oczyszczona z intruzów!... Co tu robi pan Brühl? Kto go mógł posłem wybierać, gdy wiadomo że szlachcicem polskim nie jest! Precz z nim z izby! precz z nim!
Wtém poparto go wołaniem tłumném:
— Precz z Brühlem! precz z Niemcem!
Niektórzy zapalczywsi, hałasowali:
— A do budy!!
Brühl blady, stał się bledszym jeszcze, usta mu się ścięły, czarne oczy tylko pałały, znosił tortury.