Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/401

Ta strona została uwierzytelniona.

appel pozwać przyszło. Zobaczymy kto będzie górą!! Te flejtuchy Niemcy, z pozwoleniem i mnie na dudka wystrychnęli! A no — panie kochanku — dosyć!
I poszóstna kareta potoczyła się ku pałacowi, a posłańcy natychmiast rozbiegli się nawołując i zbierając kto żyw na jutro...
Familia wiedziała dobrze, iż poruszyła gniazdo osie, ale między tym dniem a jutrem była noc i czas do namysłu dla wszystkich, a króla znano, iż się obawiał i opierał krwi rozlewowi. Na jego powolność, na układy z Brühlem rachowano prawie na pewno, nikt bowiem się nie łudził, że z jednéj strony dobyto sił ostatnich dzisiaj, a z drugiéj ledwie ich cząstka do walki stawała... Jutrzejszy więc dzień mógł zupełnie zmienić położenie...
Stolnik litewski czuł to lepiéj niż inni, i dosyć posępny wyszedł z sali, w chwili gdy piękna pani Sołłohubowa siadała do karety... Chciał się zbliżyć do okna, lecz i okno i firanka razem zamknęły się przed nim i powóz szybko wyruszył się z dziedzińca...
— Brühl mi za to zapłaci! szepnął w duchu... Dla czego ta kobieta tak mnie nęci i pociąga?? tém może chyba, że ona jedna mnie odpycha... Jedna taka porażka wszystkie tryumfy zaciera!
I westchnął smutnie...