Trafny ten wybór osób zapewniał mu, że obiad przejdzie spokojnie, a następnie ułożona konferencya, za pośrednictwem jego do jakiegoś porozumienia doprowadzi.
Mokronowski zgadzał się z hetmanem na krok ten, chociaż mniéj niż on się po nim spodziewał.
W natłoku spraw i zajęć, zapomniano tylko zasięgnąć w tém rady pani hetmanowéj, która późno trochę wiadomość o obiedzie i mających się na nim znajdować osobach odebrała...
Piękna pani, natychmiast rozkazała powołać do siebie Mokronowskiego, na ten raz prawie urażona przeciwko niemu. Siedziała w swym buduarze oczekując nań niecierpliwie, patrząc na drzwi i bijąc nóżką o podłogę — a gdy się nareszcie pokazał uśmiechnięty, dopominając o białą rękę, która mu zwykle dobrotliwie była podawana dla zagajenia rozmowy, pani hetmanowa cofnęła ją prawie gniewnie, i nie dając mu się odezwać, zawołała marszcząc piękne brwi groźnie.
— Proszęż cię, generale — co znowu z panem hetmanem wymyślacie? przecie godziło się choć spytać mnie o osoby, jakie na obiad zaprosiliście, przy którym ja usiądę jako gospodyni?
Mokronowski stanął zdziwiony...
— Ale cóż się tak okropnego stało? zapytał... listę osób wszak przysłano?
— Tak — i Brühl stoi na jéj czele...
— Pominąć go przecie nie było podobna...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/404
Ta strona została uwierzytelniona.