Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/407

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale tak... nietylko to możliwe, ale najrzeczywistsze — zawołała hrabina. Każecie mi znosić starego Brühla, w chwili gdy się nim najmocniéj brzydzę, i nadając mi rolę śmieszną... bez méj wiedzy — chcecie, bym jak niewolnica przyjęła ją z pokorą...
Hetman wysłuchał wykrzykniku i usiadł bardzo spokojnie.
Chère Comtesse — rzekł — połajałaś Mokronowskiego, on zrzucił winę na mnie, łajesz mnie, nie pozostaje mi nieszczęśliwemu nic więcéj nad to — tylko z kolei złożyć grzech na barki istotnego winowajcy, którym jest król... król chciał tego...
— A tak! to znaczy — Brühl sobie tego życzył! odparła pani...
— Odemnie król żądał...
— Tak — ale nie odemnie — dodała hrabina.
— Przepraszam — umiał Najjaśniejszy Pan ocenić wpływ, jaki na ułagodzenie umysłów wywierają kobiety — począł Branicki — i wyraźnie...
Pani Branicka rzuciła się gniewnie, hetman rozśmiał się nieznacznie, i jak niedawno Mokronowski, wyciągnął rękę prosząc o dłoń do pocałowania, która mu stanowczo odmówioną została.
Hrabina milczała chwilę, zamyślona... potém, nie patrząc na męża, odezwała się:
— Ośmielam się tylko dla tego wezwać tu pana hrabiego, ażeby mu powiedzieć, że jeśli ja, kobieta