Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/433

Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż nie, rzekł Brühl... i dlatego sprawa wytoczyła się aż do mnie...
Umilkli wszyscy — cześnikowa tak się schyliła nad robotą, że prawie głowy jéj już widać nie było...
— Czysty romans — odezwała się Sołłohubowa dla was panie hrabio, co z taką łatwością tworzysz dramata, gotowy materyał...
Brühl zerwał się z krzesła...
— A! pani zawołał — czemuż nie mogę zamiast sejmowe przebywać dramata, siedzieć, marzyć, pisać i pozostać w kątku spokojnym! Bardzo kocham wasz kraj, który po części za swój uważam, choć mi tu szlachectwa odmawiają — ale do niego mam żal za to, że mi żyć przeszkadza... Tak z historyi Godziemby, dodał, byłby wyśmienity dramat w pięciu aktach... tylkoby trzeba dodać młodzieńcowi jakąś miłość piękną, coby go od przyjęcia ofiary wstrzymywała... a to chłopak jak lód...
Francuzka patrząca na Brühla jak w tęczę, otworzyła oczy mocno i uśmieszek przebiegł po jéj ustach. Nader przebiegła pani Sołłohubowa, pochwytawszy rumieńce, milczenia, wejrzenia, uśmiechy, coś sobie już z nich prząść poczynała. Imaginacyę miała tak żywą, jak Brühla... Cześnik w tém kółku — trochę wytchnąwszy — zdawał się umyślnie myśl odrywać od jutra groźnego i obrzydłych mu zapasów sejmowych, począł więc znowu