coś nie wiedział i nie pamiętał. Z tych to rodzin składał się dwór liczny, służba, wojsko nadworne, officyaliści, dzierżawcy, a niektóre z nich od wieków klientellą były połączone z domem Radziwiłłów i przechodziły z ojca na syna... Mało u kogo nie trzymano dziecka do chrztu, nie pisano się do intercyzy z datkiem, nie swatano, ba! i nie chowano, gdy był zasłużony...
Książe Karol od młodu był otoczony wybranymi z pomiędzy téj szlachty domownikami... Znał téż doskonale większą część, a miał oko trafne, że się też wielu i po stroju mógł domyślić, bo choć to niby cały kraj tam nosił jednako i makowe kapoty były jego cechą od Zygmuntów jeszcze — prowincyami szły czapki, kapuzy, pasy i krój nawet odzienia... Dosyć było rzucić okiem na gromadę, aby trafne, wejrzenie Oszmiańczuków od Lidzian rozpoznało. Książę Karol zaś, z tych, którzy z nim przyjechali na sejm, bez mała każdego nietylko twarz, ale nazwisko i całe curriculum vitae pamiętał. Że w téj Warszawie pokus było co nie miara, a przeciwna partya bałamuciła i odciągała, często pojąc do upadłego, aby w porze ludzie stanąć nie mogli, książę już sam każdemu chciał w oczy zajrzeć, aby mores znali, i żeby się na jutro nikt absentować nie śmiał.
Nudziło go to niepomału — ale szło o honor radziwiłłowski, szła więc koléj jednego po drugim,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/447
Ta strona została uwierzytelniona.