Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/450

Ta strona została uwierzytelniona.

Zrobił minę ustami — Budny oczy spuścił — i dla prędszego dokończenia rozmowy odezwał się:
— Jest nas na usługi W. Ks. Mości, sześć szabli kalwińskich, ale za tyleż katolickich staną.
I odszedł....
Wnet, żeby czasu nie tracić, wcisnął się mały, łysy człowieczek z wąsami tak okrutnemi, jakby się niemi chciał nasztukować.
— Do nóżek się ścielę księcia wojewody! Korewów prowadzę niewielu, ale dobrych i wypróbowanych, nie ma jednego bez kresy...
— Pisz tam panie Łopott, panie kochanku, Korewów się zna...
Mały się uśmiechnął.
— A, zmiłuj się mój bohaterze, panie kochanku — dodał książę, wąsy sobie do pasa przymocuj, bo w téj ciżbie to ci gotowi sztukę spłatać familianci... obetną na perukę...
— Śmiać się zaczęto...
— Ktoby się tknął moich wąsów, mości książę, głowy swéj nie byłby pewien! zawołał mały, schylił się do kolan, a że pisarz niecierpliwie dawał znaki, chciał odchodzić, aż książę mu rzekł:
— Umoczże wąsy w piwie, i posmaruj bigosem, aby na jutro sił nie brakło...
Factum est! rozśmiał się zagadnięty i raźno odszedł.
Zatém szły Narbutty, takiego samego herbu Trąby jak i Radziwiłłowie, których z tego powodu