Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/453

Ta strona została uwierzytelniona.

Jelec widocznie chciał, korzystając z okoliczności, trochę się uzbroić; książę się począł śmiać i skinął do Wołodkowicza.
— Każże mu dać ze zbrojowni co poczciwego.. Jelcowie przecie na herbie noszą mitrę, choć dziś jéj nie używają, niech im choć szabel nie braknie..
Znaleźli się w orszaku książęcym i ubodzy Gedrojciowie, tak jak u wojewody kijowskiego Czetwertyńscy. Ale kogoż tam nie było? Jednego podejrzanego szlachectwa nie napytałby tam najsurowszy heraldyk, bo w procedencyę ściśle bardzo wglądano. Zdawało się już przebierać szabel, a Łopott podsumowując wcale piękną summę miał na regestrze, gdy stary, siwy, otyły, o kiju, łysy, zjawił się szlachcic, wcale dziwnie wyglądający wśród tych rębaczów. Książę się za innymi stojącemu przypatrywał bacznie, nie mogąc poznać. Nie wiedział nawet co on tu robił, bo do pocztu na jutro się gotującego, widocznie należeć nie mógł. Zaintrygowany tą spokojnie oczekującą postacią, wojewoda zapytał z kolei przybocznych, i nie rychło mu znać mógł kto objaśnić, kogo mieli przed sobą, bo się jedni drugich rozpytywali nim nazwiska doszli.
Książę już po trosze ziewał nad tym regestrem. Kazał Łopottowi pokazać sobie listę i znalazłszy ją dostateczną, a porę spóźnioną, nakazał silentium. W chwilę potem, jak mak siał, zrobiło się cicho,