Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/455

Ta strona została uwierzytelniona.

Że dużo osób stało dokoła — a Godziembie jakoś było nieraźno przy nich się tłómaczyć, książę go z sobą zabrał do gabinetu...
Tu także sprzęt i urządzenie były bardzo proste, bo w Warszawie książę się na występowanie nie sadził; ściany tylko, gdzieindziéj biało tynkowane, od połowy pokrywały makaty jedwabne ze złotem.
— Gdybyś acińdziéj krótkim mógł być, panie kochanku, rzekł wszedłszy gospodarz, byłbym mu obowiązanym, bo oto noc, a na jutro gorące się rzeczy gotują.
— Króciusieńko, mości książę — odezwał się Godziemba, jeszcze raz do kolan schyliwszy... Pan Bóg mi dał po ojcach i z dorobku nieszpetną majętność w Mińskiém, ale syna poskąpił — jedną córkę mam... Dać to lada komu, a ojcowiznę w obcy ród, serce boli... Chciałbym sobie wyszukać Godziemby. Właśnie mi się tu jeden trafia.. znam procedencyę, ród nasz... krew nasza... ale cóż? goły jak bizun tatarski, woli u młodego Brühla służyć za dworzanina, niż ożenić się i na swojém gospodarzyć...
Książę nie spełna rozumiał.
— Ale — na Boga ukrzyżowanego, panie kochanku — a cóż ja na to mogę?
— A! któż?? W. Ks. Mość za Brühla stajesz... Gdybyś temu hrabiemu powiedział, aby dworzanina zreflektował — skonwinkował; bo to — fiksat jest,