Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/469

Ta strona została uwierzytelniona.

mili — rozumiem jego milczenie — rzekł Mokronowski; w przeciwnym razie, powinniśmy oba skłonić naszych, do wyjścia razem i w porządku. Wyrazy te pochwycono jako rodzaj hasła i środek ukończenia sporu, który rozwiązanym inaczéj być nie mógł, tylko wzajemnemi ustępstwy i odroczeniem ad futura.
— Razem w milczeniu i porządku! zaczęto powtarzać po szeregach, i tłum ten przed chwilą jeszcze zażarty, stłumiwszy i powściągnąwszy gorączkę, skłonił się do wychodzenia, jak mu nakazano... Czapki ponakładano na głowy, ręce w kieszenie lub za pas, i z usty zaciętemi, ci co najmocniéj gardłowali, poczęli wysuwać się nie patrząc, kogo obok siebie mieli... umyślnie oczy spuściwszy... Radziwiłłowie tylko kupą otoczywszy znowu Brühla, wyprowadzili go z sali nie pierwszego, ani ostatniego, w poważném milczeniu.
Gdy raz ten modus exeundi przyjęty został i poparty przykładem główniejszych przewódzców — płynęły już daléj tłumy bez najmniejszego wypadku a nawet swaru i oprysku... Na sali pozostawało coraz mniéj, i w końcu na ławach siedzieli już tylko ci, którzy woleli ściśle we drzwiach przeczekać, a za kratkami został sekretaryat sejmowy, wylękły i osłupiały...
— A co? a co? zapytał podkomorzy Laskowski który spokojnie kazawszy sobie snującemu się pod koniec chłopcu z butelkami, podać szklankę