Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/472

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wy co mówicie, panie podkomorzy? zapytał Laskowskiego...
— Waćpan mnie znasz, odparł spytany z powagą: nie taję się z myślami, jestem za domową zgodą pomiędzy braćmi... a tych co do wojny i rozdziału prowadzą... mam... za...
Wstrzymał się, zżymnął i nie dokończył. Kto znał umiarkowanie Laskowskiego, mógł zrozumieć jak rozdraźnionym był, gdy się na tak energiczne zebrał wyrażenie.
Żudra wstał.
— Myśmy niewinni — zawołał — nam nóż przyłożyli do gardła — poddać się samowoli Brühla i dać zjeść w kaszy — a niedoczekanie...
— Pewnie — dodał Zagłoba, — niech nas raczéj wszystkich razem djabli wezmą...
Żudra, znać nie pomiarkowawszy się, potwierdził: — A pewnie!!
— No — i wezmą! dokończył stary szlachcic — jak dwa a dwa cztery... Przyjdzie choćby anioł po Sasach rządzić, spadek tego nieładu odziedziczy — i rady nie da...
— E! mospaneńku! rękę w górę podnosząc zawołał Żudra — spadku tego nie weźmie kto inny tylko Familia... a ona — przy pomocy bożéj i czyjéjś jeszcze... rady da! rady da! powtórzył z naciskiem.
Laskowski, któremu rozmowa już ciężką się stawać zaczynała, wstał i czapkę nałożywszy,