Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/478

Ta strona została uwierzytelniona.

krótkiemi potwierdzał... Książę słuchał, patrząc nie na nich, ale na ścianę. Zdawał się roztargniony.
— Siadaj hrabio, panie kochanku — rzekł wreszcie wzdychając — a przebacz z góry, że ja Litwin szczery i nie polityk... powiem co mam na sercu. Wytrzymać już nie mogę... Wszystko poszło źle — a czemu? oto dla tego, żeście mnie nie posłuchali i od razu nie pozwolili ich trochę posiekać... Wszystkoby już było dziś w porządku, a sejm, panie kochanku... szedłby jak po maśle. Jego Ekscellencya minister Brühl, i wy panie cześniku, znacie inne narody europejskie, ale naszego, mało. Myśmy żołnierze: jak nam krew zakipi, żadne faenum graecum nie pomoże, póki jéj sobie nie puścimy... Szast prast, i dopiero pokój, zgoda.. przyjaźń, serdeczność największa... panie kochanku... To darmo... Niemca można ugadać i przekonać, Francuza rozśmieszyć i rozbroić, a nas, panie — nie inaczéj tylko przez łeb... U nas łby twarde, panie kochanku, i dlatego żadnego Polaka, a bodaj Litwina i Rusina, śmierć nie bierze inaczéj tylko za nogi, bo wie, że pałce radyby nie dała...
Gdy książę wykładał tę teoryę swoją z kompokcyą wielką i głębokiém przekonaniem, Sołłohub patrzał na ziemię, a Brühl nie bardzo może jéj rozumiejąc, w sufit...
Król JMość zaklina, dodał generałowicz, żeby krwi przelewu uniknąć.
Zżymnął się Radziwiłł.