Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/487

Ta strona została uwierzytelniona.

wpół niby smutna, podrażnioną była i niespokojną. Długo się hetman do rozmowy nie mieszał wcale, siedział milczący, poglądając z góry na szwagra...
Gdy wreszcie hrabia zaczął mówić z nadrobionym zapałem o swojém znalezieniu się na sejmie, hetmanowi oczy błysły i twarz się zarumieniła.
— Kochany hrabio, rzekł nagle rękę mu kładąc na ramieniu — przypomnij sobie mój wiek i swój — to mi daje prawo powiedzieć ci słowa prawdy...
Nie będę ci winszował twojego występu na świecie i rozpoczęcia obywatelskiéj karyery... Zły to początek, dla prywaty podjąć się zerwania narad, do których kraj największą przywiązywał wagę. Trochę animuszu na to było potrzeba, a bardzo mało talentu, w czémby waćpana lada szlachetka zastąpił... Zapisać się w pamięci ludzkiéj, jednając sobie naraz pół kraju nieprzyjaźni.. nazwę błędem i smutną omyłką...
Z wielką żywością hetman w téj chwili domawiając nauki moralnéj, która żonie jego rumieniec gniewu wywołała na twarz, zawołał na woźnicę, aby stanął.
— Nie fatyguj się daléj — rzekł do Poniatowskiego... Żegnam go...
Nie wiedząc co odpowiedzieć, zmieszany, nadrabiając uśmiechem, hrabia się skłonił, pocałował siostrę w rękę i wysiadł szybko, przenosząc się do powozu, który szedł za karetą, aby powrócić do Warszawy; a hetman jechał do Białegostoku.

KONIEC TOMU DRUGIEGO