zwyczajném... Szczególniéj ów platoniczny romans z Godziembą miała na sercu...
Gdy w czasie sejmu 1762, zasłyszała o niebezpieczeństwie zagrażającém panu Tadeuszowi, którego stary Pinczuk chciał koniecznie z córką poswatać, Dumont nie miała chwili spoczynku, usiłując zapobiedz oddaleniu się Godziemby. Wpadła najprzód na niego samego, starając się go przekonać, iż się zgubi żeniąc z wieśniaczką, i na wsi zardzewieje w niwecz. Godziemba, któregośmy mało tu widzieli, był to w swoim rodzaju, osobliwszy człowiek, nie mówił wiele i trudno go było, jak naówczas powiadano, spenetrować. Francuzka usiłując go przyswoić i usta mu otworzyć, a ośmielić, wiele z nim biedy zażyła. Nie uciekał od niéj, ale się z niczém nie zwierzał, i trudno go było skłonić do tego, od czego raz wstręt okazał. W pierwszéj nawet chwili Dumont nie zrozumiała, czy do tego ożenienia miał czy nie skłonność, mówił o niém obojętnie ale bez wstrętu. Dopiero nierychło się odezwał, że na cudzéj łasce i na fartuszku żoninym żyćby sobie nie życzył. Jednakże do starego Godziemby jeździł i nie odpychał ich wcale. Ale się to przewlekało.
Pani cześnikowa gdy o tém zasłyszała, że się Godziemba od dworu oddalić może, choć od niéj zawsze z dala stał, mocno to uczuła, do tego stopnia, iż sama Dumont zaczepiła w tym przedmiocie, z czego Francuzka niesłychanie była szczęśliwa. Chwyciła się tedy niezmiernie gorąco téj sprawy,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/497
Ta strona została uwierzytelniona.